Ten odcinek DDGnM początkowo miał nosić całkowicie inny tytuł. Bardziej kolokwialny, dla niektórych być może nawet lekko wulgarny. Dlaczego? Bo nie rozumiem.
Nie, nie będę sobie oszczędzał. Dlaczego? Bo mogę. Gdyby ktoś się zastanawiał, sponsorem dzisiejszego odcinka jest World of Warcraft, Kapitan Ameryka oraz Thor. Wszyscy mi dobrze zapłacili, więc wszystkich będę chwalił… wróć, czy aby na pewno?
Żarty na bok. Dzień dobry Gramy na Maxa traktuję jako jeden z najciekawszych cyklów tworzonych przez naszą redakcję, właśnie dlatego, że pozwala w bardzo specyficzny sposób ukazać prywatne zdanie konkretnego redaktora na wybrane przez siebie temat. Związany z branżą gier, tzw. około growy bądź całkowicie temu wszystkiemu obcy. Przypomina mi to trochę takie redakcyjne “co ci dzisiaj w duszy gra“, co jest skojarzeniem jak najbardziej in plus, bo my naprawdę lubimy dzielić się tym co nas intryguje.
Nie wiem czy ktoś to wychwycił, ale w trakcie ostatniej audycji, nasz naczelny wódz – Pablo Typiako, nie zadał standardowego, aczkolwiek logicznego ze względu na tematykę audycjipytania – W co graliście w tym tygodniu Panowie? Nie będę wnikał czemu tak się stało, większość z nas zrobiła sobie krótki urlop i wyjechała z miasta, co w efekcie może oznaczać, że Paweł nie miał czasu w nic zagrać. Czy tak było, nie wiem, ale jeżeli tak, to nie ma co żałować, bo gier obecnie jest jak na lekarstwo. Sam mam ten problem, że kupka wstydu uśmiecha się do mnie, nawołuje, kusi, a ja nic sobie z tego nie robię w myśl – kaloryfer ponad bojler. Czy można sobie z tym jakoś poradzić? Każdy ma na to swój sposób, jednak chcąc pozostać w sferze gier, niekoniecznie spędzając cały dzień patrząc się w ekran monitora nie musiałem szukać daleko. Sięgnąłem na półkę z książkami (tu też mam kupkę wstydu) i wybrałem World of Warcraft: Cienie Hordy, książkę wydaną jakiś czas temu przez Fabrykę Słów.
Bez jaj? Serio? Kupka wstydu i napisana prostą polszczyzną, książka traktująca o wielkim wirtualnym świecie? Yup, dokładnie tak. Bo nie będę Was oszukiwał, książka jest napisana stosunkowo prostym językiem (łopatologicznie?), dialogi nie raz wołają o pomstę do nieba, a sposób w jaki Michael A. Stackpole dokonuje zmian miejsca czasu i akcji, można określić jako co najmniej dziwne. Jednak jako osoba lubująca się w uniwersum tworzonym przez studio Blizzard, nie mogąca przy tym spędzać kilku godzin dziennie na zwiedzaniu przepięknych terenów Azeroth, muszę iść na kompromisy. Nie bójcie się, wcale nie jest tak źle.
Fabularne meandry całej historii znacząco wynagradzają prostotę językową. Bo o to Garrosh postanawia wyeliminować jednego z najbardziej zaufanych wojowników Hordy – Vol’jina, przywódcę Mrocznych Włóczni. Oczywiście co z tego wyniknie i jak zakończy się cała historia – wiedzą wszyscy ci, którzy mieli okazję ukończyć zadania fabularne przedstawione w dodatku Mists of Pandaria. Jeżeli nie mieliście, nie miejcie oporów by sięgnąć po książkę. Nie powiem, że jest lektura jest lepsza niż przeżywanie wielkiej przygody wspólnie z grupą znajomych, jednak jeżeli zależy Wam tylko na tym by mniej, lub bardziej ogarniać co się dzieje w Azeroth – Cienie Hordy są dla Was.
Święto geeków, nerdów innych bliskich nam ludzi zbliża się wielkimi krokami – Comic-Con w San Diego będzie świętem szeroko rozumianej kultury popularnej. Tym razem będzie jednak o komiksach, a dokładnie o bohaterach ze stajni Marvela. Kojarzycie Steve’a Rogersa? Nic? To może hasło – Kapitan Ameryka, sprawi że w waszych głowach zapali się żarówka? O tym, że Marvel lubi eksperymentować ze swoimi postaciami wiedzą wszyscy. Prawie. Bohater II Wojny Światowej zdążył do tej pory uratować świat więcej razy niż mogłoby się wydawać. Po drodze stracił wielu bliskich przyjaciół, umarł, wrócił z martwych, a nawet stał się pierwszym super-bohaterem będącym zarazem prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki. Człowiek, który osiągnął wszystko. Czas na zmiany!
Kapitan w ostatnich odcinkach komiksowej sagi utracił swoje moce super człowieka. W efekcie fani będą mogli obserwować go w całkowicie nowej roli – mentora kolejnego pokolenia herosów. Wczoraj Marvel Comics poinformowało iż casting na nowego Kapitana Amerykę dobiegł końca – niebiesko, biało, czerwony mundur już niedługo przyodzieje Sam Wilson, znany również jako Falcon. Z kolei bóg piorunów – Thor, okazał się niegodny dalszego dzierżenia Mjollnira. Tym samym jego rolę w uniwersum przejmie całkowicie nowa postać. Niby wszystko byłoby jasne, gdyby nie fakt, że będzie to kobieta!
Fani komiksowych bohaterów zostali podzieleni. Thor kobietą? Jaja sobie robicie? – padało w wielu komentarzach. Jak można było pozbawić Kapitana mocy? – a ponoć śmierć jest najgorszą rzeczą jaka może przytrafić się człowiekowi. Kolejny murzyn? Ikoną Ameryki? Dobre sobie! – takie rasistowskie teksty też padały. Mi pozostaje jedynie zadać jedno zasadnicze pytanie – o co cały ten ból dupy? Nie od dziś wiadomo, że uniwersum Marvelajest kreacją płynną. Jedni bohaterowie umierają, by powrócić na nowo w glorii i chwale, po krótkim okresie rekonwalescencji.
Gigant pozwala odetchnąć rynkowi od przygód konkretnych bohaterów, by za jakiś czas wrócić do nich na nowo, z nowymi scenarzystami, pomysłami i historią adekwatną do tego co dzieje się w danym momencie na świecie. Tak było ze śmiercią Kapitana Ameryki i jego cudownym zmartwychwstaniem, tak też się stało w przypadku Petera Parkera, który jakiś czas temu został zastąpiony przez Milesa Moralesa, pierwszego czarnoskórego Spider-Mana. I co? Bohater się nie przyjął? Przyjął się i to całkiem nieźle. Peter z kolei wrócił do życia, jak to na super bohatera przystało. Po jakimś czasie. Więc wszelkim niedowiarkom radzę opanować nerwy – Thor i Steve Rogers z pewnością powrócą, w końcu Ameryka ich potrzebuje. Pomyślcie jednak o tym szerzej, jak wiele możliwości fabularnych otwiera dla świata kobieca wersja Thora? Albo Afroamerykanin w roli Kapitana? Nie tylko w kontekście genderowym i rasowym, lecz również marketingowym.
Na zakończenie, taki kawałek ode mnie. Udanego dnia dla Was Gramy na Maxowicze.