Ten Ubisoft jakiś dziwny jest. Z jednej strony ma super udane i znane marki jak “Assassin’s Creed”, “Watch Dogs” i “Rayman”, które odnoszą wspaniałe sukcesy, a z drugiej nabywa prawa do kultowej “Might & Magic” i zaczyna traktować ją po macoszemu. Seria “Heroes” została zabita niedorobionymi ostatnimi dwoma częściami i słabą promocją. Zarządzanie pomysłową karcianką “Duel of Champions” zostało przekazane w ręce Blue Byte, które zaniedbało produkcję i zaniechało po jakimś czasie jej rozwoju. W rezultacie serwery tytułu zostały zamknięte. “Heroes Online” zarządzane przez tą samą firmę jakimś cudem jeszcze działa i to też bez żadnego rozwoju. W ostatnim czasie doczekaliśmy się gier mobilnych marki “Might and Magic”: erpegowej “Elemental Guardians” i importowanej z Chin “Era of Chaos”. W 2017 na chwilę pojawił się “Showdown”, figurkowy bitewniak na PC z imponującym narzędziem do malowania figurek i nieudaną rozgrywką. Tytuł praktycznie bez promocji tego samego roku został anulowany. Wniosek z tego taki, że Ubisoft zepchnął “Might and Magic” na boczny tor, często pozwalając rozmieniać markę na drobne wypuszczając dziwne projekty bez kampanii marketingowych albo zaniedbując udane produkcje i w rezultacie marnując ich potencjał.
Gorzki wstęp został sprowokowany zapowiedzią nowej gry “Might & Magic: Chess Royale”. Gra pojawi się na PC, Androidzie i iOSie. I tak, problem już można mieć ze wszystkim, co jest związane z tym tytułem. Po pierwsze gra będzie miała premierę już za 15 dni, czyli 30 stycznia. Niby jej fanpage na FB istnieje od 9 października 2019, ale dopiero 13 stycznia pojawiła się jakakolwiek oficjalna informacja podłapana chociażby przez Polygon i Kotaku (a na YT są gameplaye sprzed miesiąca). Wątpię więc, czy zdoła do tego czasu przyciągnąć uwagę graczy i graczek. Niby ma szansę, bo tytuł łączy dwa szalenie ostatnio popularne gatunki: battle royale i auto chess. Rozstawiamy więc na planszy jednostki, które same się biją z oddziałami przeciwnika. Tyle że jeden taki mecz to tylko część rozgrywki pomiędzy stoma dobranymi ze sobą graczami. “Wojnę” wygrywa ostatni gracz na polu bitwy.
Przed rozpoczęciem bitwy możemy albo dokupić sobie stworzenia za pieniądze zdobyte w walce, albo przeznaczyć je na doświadczenie, bo kiedy zyskujemy poziom, to możemy wystawić więcej oddziałów na planszy. Jeżeli przegramy, to nie odpadamy od razu z turnieju, tylko otrzymujemy obrażenia do naszego własnego paska życia, więc mamy kilka szans zanim odpadniemy.
Plusem produkcji jest to, że jeden mecz trwa raptem ok. minutę, a cała rozgrywka ma zajmować z 10 minut. Można więc potraktować tę grę jako zajmowacz uwagi w autobusie albo w kolejce do lekarza. Niestety sam koncept gry mi się nie podoba. Niby patrząc na Hirołsy wybór battle royale i auto chess ma sens, bo jest koncepcyjnie podobny, ale w serii strategii mieliśmy pełną kontrolę nad rozgrywką.
W “Chess Royale” poza zaplanowaniem taktyki i synergii jednostek przed bitwą nie mamy żadnego wpływu na jej przebieg. To w sumie taka gra-nie gra w której bierze się udział dla hazardu, żeby przekonać się, czy łut szczęścia i algorytm komputera spełnią nasze nadzieje na zwycięstwo.
Ubisoft znów próbuje robić coś dziwnego z marką “Might and Magic” i fani, patrząc po komentarzach pod trailerem i pod newsem na Kwasowej Grocie (skąd też wziąłem link do zwiastuna), nie są tym zachwyceni. I tak z sentymentu do Hirków zagram w “Chess Royale” zwłaszcza, że wykorzystuje grafiki, modele postaci i muzykę z serii strategii, bo pomimo oczywistego recyclingu podobają mi się i budzą we mnie pozytywne odczucia. Zobaczymy, czy jeszcze odszczekam to, co tutaj napisałem, ale póki co się tego nie spodziewam. Z jednej strony chciałbym, żeby marka “Might & Magic” znów święciła sukcesy, ale z drugiej nie chcę, żeby robiła to za pomocą takich gier.