Idąc przez życie pewnie mało kto z nas zatrzymuje się, patrzy na coś i myśli, że dane zjawisko w zasadzie nie powinno się mieścić w granicach zdrowego rozsądku.. Bierzemy naszą rzeczywistość za absolutnie normalną, cokolwiek w niej funkcjonuje stanowi część świata, w którym egzystujemy. Potrafimy nawet “zawiesić niewiarę” i zanurzyć się w kompletnie fikcyjnym uniwersum, przyjmując jego zasady za naturalne. Ogrywałem wreszcie dla samego siebie “Torment: Tides of Numenera” i coś mnie tknęło… Uczucie, że ludzie ze świata gry posunęli się już dawno temu zdecydowanie za daleko od “zbyt daleko”. I refleksja: kiedy my się zorientujemy, że przekraczamy granice szaleństwa?
Gra osadzona jest w stworzonym przez Monte Cooka uniwersum zwanym “Numenera”. Opowiada o Ziemi przyszłości, która została bezpowrotnie zmieniona przez powstanie, rządy i upadki ośmiu wielkich cywilizacji. Kontynenty mają inny kształt, zwierzęta i potwory to produkt bioinżynierii, krajobrazy upstrzone są wytworami zmarłych wieku temu geniuszy. Wśród ludzi żyją mutanty, substancje i tajemnicze energie deformują świat, a wciąż funkcjonujące artefakty poprzednich cywilizacji, zwane numenerami, potrafią dać śmiałkom niezwykłe moce. Sir Arthour, postać z gry i badacz tych niezwykłych przedmiotów twierdzi, że nawet gleba pod stopami mieszkańców Dziewiątego Świata jest tak naprawdę numenerą.
I w takiej rzeczywistości budzimy się my, prując przez atmosferę ku niechybnej zagładzie. Jesteśmy ostatnią powłoką Pana Wcieleń, naukowca przenoszącego swoją świadomość w kolejne ciała, by przedłużyć własne życie i uciec przed potworną Rozpaczą. Ściga go i jego porzucone awatary przynosząc im nieuniknioną śmierć.
To tylko drobny przykład dziwów, które spotykają nas w grze i wykraczają poza standardowe podróże w kosmos, dystopie, czy postapokalipsy znane z science fiction. Weźmy świat z takiego “Obcego” i “Prometeusza”. Przedstawiciele prosperującej ludzkiej cywilizacji spotykają się z wrogim, drapieżnym organizmem powstałym w wyniku eksperymentów innej rasy. Ok, jest nieznany, wrogi element, który grozi potencjalnym wymarciem homo sapiens, jeśli wpadnie w niepowołane ręce. Ale zawsze jest ktoś, kto stawi mu opór i zapobiegnie katastrofalnemu obrotowi spraw. W “Łowcy Androidów” obserwujemy Amerykę ze zdewastowaną przyrodą, androidami walczącymi o wolność i technologią wykraczającą poza nasze możliwości. Pewna granica została przekroczona, to już nie znany nam współcześnie świat, ale wciąż na tyle do niego podobny, że nie wydaje się kompletnie obcy. W pewnym sensie ludzie wciąż są pod wpływem poprzedniej ery i niewolą androidy, traktując je jako narzędzia, a nie czujące istoty. Nawet “Mad Max” nie wydaje się taki obcy. Bohaterowie poruszają się po prostu wśród ruin naszej cywilizacji. Pamięć o tym, jak było kiedyś wciąż jest żywa, choć tego, co zostało utracone, już się nie odzyska.
Pewnie od czasu powstania w.w. klasyków pojawiły się teksty znacznie bardziej transgresyjne, w których odsunięci jesteśmy zdecydowanie dalej od naszej współczesności i nie miałem z nimi styczności. Ale to właśnie “Tides of Numenera” sprawiło, że poczułem niepokój związany z tym, do czego zdolni są ludzie. Wywołuje go nierozerwalne powiązanie zmian na świecie z ich działaniami oraz brak pamięci o ich pochodzeniu. Inteligentne maszyny mają świadomość swojego istnienia i przeznaczenia, ale nie wiedzą nic o swoich stwórcach. Nieznane nam zwierzęta, pół-świadome istoty, mutanci i abludzie są pewnie wynikiem eksperymentów, bioinżynierii, lub zanieczyszczeń zostawianych przez numenery. Osoby o zdolnościach parapsychicznych spotykają się z bytami niewidocznymi dla innych, niewidzialna sfera danych okala glob podtrzymywana przez wciąż funkcjonujące satelity, a przejście do innego świata wymaga jedynie odnalezienia działającego portalu.
Według trzeciego prawa Clarke’a, “każda dostatecznie zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii”. Dla mniej obytych mieszkańców Dziewiątego Świata otaczające ich zjawiska są cudami z bajek, baśni i mitów. Ale tak naprawdę każde z nich ma naukowe wyjaśnienie. Kapłani Eonów, organizacja zajmująca się badaniem numener i gromadzeniem wiedzy, dobrze o tym wiedzą. I dlatego też “Tides of Numenera” bardziej przemawia do mnie niż “Planescape: Torment”. Choć wolę fantasy od science fiction, to pierwsza “Udręka” nie poruszyła mnie tak jak jej duchowa następczyni. Magia i prawa rządzące Sferami są czysto mistyczne. To zupełnie odrębny świat, niepodobny do naszego, można zawiesić niewiarę i czasowo w niego uwierzyć. Jednocześnie jednak jest na tyle obcy, że niełatwo mi się z nim związać emocjonalnie. Główny wątek “Numenery” sprawia z kolei, że budzi się we mnie silny niepokój.
Historia naszej postaci i Pana Wcieleń obraca się wokół łamania granic i ich wpływu na innych ludzi – często ze zgubnym efektem. Stwórca protagonisty wykorzystuje Nurty do przenoszenia swojej świadomości i tworzenia kolejnych ciał. Te bliżej niezbadane i niewidzialne energie psychiczne wpływają na działania ludzi oraz reagują na ich czyny. Samo istnienie powłok zyskujących własną świadomość po odejściu Pana Tysiąca Twarzy zanieczyszcza Nurty. Przez to w pobliżu Porzuconych rodzą się negatywne emocje i ludzie wchodzą w konflikty ze sobą. Pierwszy akt transferu umysłu obudził Rozpacz, byt stworzony przez jedną z wielkich cywilizacji do zapobieżenia nadużyciom Nurtów. Ponieważ sami przedstawiciele ówczesnego świata szeroko je wykorzystywali i byli odpowiedzialni za niesamowitą ilość cierpienia na świecie, to Rozpacz prawdopodobnie zmiotła ich wszystkich z powierzchni ziemi.
Podróżujący pomiędzy ciałami naukowiec początkowo chciał uzdrowić odkrytą techniką swoją córkę, a potem szukał sposobu na przywrócenie jej do życia. Z czasem zapomniał o niej i skupił się na szukaniu ocalenia przed Rozpaczą. I w wyniku swoich działań sprowadził na świat nowe problemy. Uruchomiona przez niego maszyna prawdopodobieństwa zmieniała przez wieki kobiety w wersje jego potomkini wbrew ich woli. Konflikt z Pierwszą Odrzuconą o metodę pokonania Rozpaczy doprowadził do Niekończącej się Wojny pomiędzy powłokami wspierającymi ją lub Pana Tysiąca Twarzy. Setki zwykłych istot stała się ofiarami ich batalii. Pan Wcieleń został zapamiętany jako egoistyczny geniusz wykorzystujący innych do swoich celów bez względu na konsekwencje.
Praktycznie przez całą grę mierzymy się ze skutkami działań własnego stwórcy i artefaktami przeszłych cywilizacji wciąż kształtujących rzeczywistość. Obserwujemy zmiany następujące w małej i dużej skali oraz udrękę, jaką ze sobą niosą. Bezsilni potomkowie potężnych cywilizacji muszą radzić sobie z siłami, których nie rozumieją, pozbawieni szansy na życie w środowisku, które pierwotnie wydało ich na świat. “Numenera” to uniwersum powtarzającej się bez końca historii, ludzi, którzy nie uczą się na błędach. Żadna z wielkich cywilizacji nie była w stanie powiedzieć “dość” i uniknąć upadku, którego skutki odczuwalne będą przez bilion lat w przyszłość.
W zasadzie możemy spojrzeć na historię naszego świata i stwierdzić, że postępujemy tak samo. Na przestrzeni dziejów niewolnictwo istniało w różnych formach i pomimo tego, że jest obecnie uważane za przestępstwo, to i tak wciąż jest spotykane. Prawa człowieka są ignorowane dla zysku, pomimo cierpień, na jakie skazane są osoby wzięte w niewolę. Podczas Rewolucji Przemysłowej robotnicy, choć wolni, musieli wywalczyć sobie godne warunki pracy, bo nikt sam z siebie by ich nie dał. A i tak po dziś dzień my sami musimy mierzyć się z nieuczciwymi pracodawcami, mobbingiem i wyzyskiem w miejscach pracy. Tak samo kobiety – protestując i demonstrując wydarły należne im prawa do edukacji, głosowania i niedostępnych wcześniej zawodów. Wciąż jednak nawiedza je widmo “tradycyjnej” roli kobiety w społeczeństwie i na naszych oczach historia zatacza koło, bo rząd próbuje kontrolować ich ciała i zmierza w kierunku zakazu aborcji. Walka o prawa osób LGBT nadal idzie ślamazarnie. Nie zapominajmy też o wpływie człowieka na środowisko, którego wynikiem jest globalne ocieplenie, zanieczyszczenia odpadami i smog.
Problem w tym, że nawet nie ma powszechnej zgody co do tego, że wyżej opisane zjawiska są faktycznie problematyczne. Nie tylko wśród polaków i polskiego rządu można spotkać się z opinią, że globalne ocieplenie to bajka, a nawet mogą być z niego korzyści, bo na przykład im cieplej, tym dłuższy okres wegetacyjny roślin, więc można uzyskać więcej plonów. Albo, że tak właściwie kobiety powinny w dużej mierze siedzieć w domach i zajmować się dziećmi, bo taka ich “natura”. Tudzież, że podnoszenie płacy minimalnej godzi w gospodarkę, a związki zawodowe to zło rujnujące przedsiębiorców. Już niczym odkrywczym jest stwierdzenie, że w zasadzie każdy z nas tkwi we własnej informacyjnej bańce, która tylko utrwala zaszczepione przez rodzinę i rówieśników przekonania. Granice tego, co uznawane jest za rozsądne i szalone potrafią więc w dużej mierze się nie pokrywać.
Biorąc pod uwagę poprzedni akapit, niektórym czytelnikom pewnie się wyda, że ten tekst jest przesadny, że nie ma się czym martwić. Albo, że w ogóle nie ma sensu. Albo może zaleci komuś konserwą, no bo co, mamy wrócić “do początku”, powstrzymać się od rozwoju cywilizacji, żeby nie zniszczyć świata? Niby są jakieś problemy na świecie, ale generalnie posuwamy się “do przodu” i żyje się nam coraz lepiej. Ale czasem trudno w to wierzyć, kiedy Wielka Brytania, niby mądre, zachodnie, demokratyczne państwo, porzuca solidarność i wychodzi z Unii, USA, kraj marzeń i możliwości, jest rządzone przez narcystycznego biznesmena i nie radzi sobie z epidemią, a obywatele Białorusi muszą walczyć o demokrację.
W zasadzie już żyjemy na ruinach poprzednich światów. Niby znajomość historii sprawia, że mamy wrażenie ciągłości jednej cywilizacji. Ale nasza rzeczywistość jest diametralnie różna chociażby od tej ze starożytności. Imperium Rzymskie upadło i był to koniec dominacji jednego, wielkiego państwa, choć pozostawiło po sobie ślady w postaci budowli i wpływów na kulturę. Rozpoczął się okres panowania barbarzyńskich plemion i powstawania średniowiecznych królestw. Chrześcijaństwo wyparło pogaństwo i zjednoczyło nowe państwa pod sztandarem dzielonej wspólnie kultury, kosztem wierzeń i sposobu życia pomniejszych wspólnot. Każdy wspomniany upadek, zniknięcie ludu, albo zmiana kulturowa to koniec świata mieszkańców danej społeczności. Nowy porządek to nowa rzeczywistość, dla starych być może katastrofalna, ale młodzi nie będą znali innej.
My sami wciąż doświadczamy zmian reguł rządzących naszym światem. Na naszych oczach ludzie na Białorusi buntują się przeciwko reżimowi Łukaszenki, a w Hongkongu komunistyczna władza ściera się z przyzwyczajonymi do demokracji obywatelami. Ogłoszenie w marcu epidemii koronawirusa narzuciło nam nowe zasady współżycia, których wciąż do końca nie akceptujemy, ale mogą z nami zostać już na zawsze. Gniew kobiet po zakazie aborcji ze względu na wady płodu rozpalił nasze społeczeństwo zmęczone działaniami rządzących. Coś się kończy, coś się zaczyna. Chyba, że mowa o Korei Północnej, bo tam reżim rządzi w najlepsze.
Mój niepokój powstały podczas grania w “Torment: Tides of Numenera” bierze się stąd, że widzę paralele pomiędzy tym, w jakim kierunku zmierza świat według mnie, a w jakim miejscu znajduje się fikcyjny świat “Numenery”. Czy nie uda nam się powstrzymać zmian klimatu i czeka nas globalna zapaść przez niezdatne do życia środowisko, brak zasobów i zanieczyszczenia? Czy za kilkaset, albo kilka tysięcy lat wrócimy do życia w plemionach żyjących w ruinach miast, ale nie wiedzących, skąd się wzięły? Czy znów będziemy żyć prawem silniejszego, a kobiety zostaną pozbawione swoich praw? Ile czasu zajmie naszym potomkom powrót do poziomu, na którym znajdujemy się obecnie i jaki czeka ich upadek? Czy może historia zatoczy koło? A może jednak niedługo się opamiętamy, staniemy się cywilizacją rozwijającą się z poszanowaniem praw natury, bez inwazyjnej gospodarki, bardziej empatyczną? Tylko brak na świecie politycznej siły, która popchnęłaby nas w jednym kierunku, a kiedy ludzie zorientują się, że już jest źle i klimat uniemożliwia normalne życie, będzie za późno na szybkie odwrócenie skutków. Zaczniemy żyć w nowym świecie. Dla mnie to szaleństwo, dla przyszłych pokoleń – nowa rzeczywistość.
Dla was to może być przesada. Może nie przyznacie mi racji. Dla was świat wygląda inaczej. Sam na końcu gry postanowiłem zniszczyć zabezpieczenia Nurtów i skazać tysiące ludzi na tysiące lat szaleństwa w imię osobistej wolności.
Polska terminologia “Torment: Tides of Numenera” zaczerpnięta z Grimuaru Sferowca.