Od pewnego czasu moje oczekiwanie na Dying Light malało. Podczas targów Gamescom wszystko się jednak zmieniło, a prezentowany materiał sprawił, że polska produkcja jest jednym z największych pozytywnych zaskoczeń.
Pierwsze zapowiedzi Dying Light sprawiły, że poczułem lekką falę ekscytacji, która pojawia się zawsze kiedy na horyzoncie ujrzę zombiaki. Część osób narzeka, że w różnej maści popkulturowych tworów zombiaków jest za dużo. Według mnie wszystko zależy od ciekawego ich usytuowania w danym projekcie czego dowodem jest chociażby The Walking Dead.
Dying Light prezentowane było już wielokrotnie i o ile na samym początku polska produkcja była dosyć mocno chwalona, to z biegiem czasu wiele osób mówiło, że dostaniemy kolejną grę z zombiakami tylko w ładniejszej oprawie. Tym bardziej udając się na zamknięty pokaz podczas targów Gamescom podchodziłem do tej produkcji bardzo sceptycznie.
W momencie kiedy chwyciłem pada dowiedziałem sie, że Techland do Kolonii przyjechał z nieprezentowanym wcześniej materiałem. Razem z siedzącym obok mnie graczem mieliśmy za zadanie podłożyć ładunki wybuchowe w pewnym budynku, którego wysadzenie było oczywiście kluczowym zadaniem. Po drodze jak nietrudno się domyślić przeszkadzały nam w tym hordy zombiaków, których zabijanie sprawiało naprawdę dużo satysfakcji.
Wyobraźcie sobie moment, w którym obcinając górne kończyny wylatują one w ponad nasze głowy a następnie lądują na unicestwionym zombiaku. Już teraz wyobrażam sobie jak gracze z całego świata będą chwalić się filmikami prezentującymi nietypowe potyczki z nieumarłymi. Potencjał jest naprawdę wielki, a w obecnych czasach dzielenie się takimi filmikami jest banalne, chociażby za pośrednictwem przycisku SHARE na padzie od PlayStation 4.
W tego typu produkcjach niezbędny jest również klimat. Podczas pierwszej części rozgrywki dwukrotnie zjeżyły mi sie włosy na głowie.W momencie kiedy myślałem, że oczyściłem całe pomieszczenie z zombiaków i spokojnym krokiem udałem sie kilka metrów dalej, a tam jak gdyby nigdy nic pojawił się kolejny i w słuchawkach usłyszałem stosowny dźwięk to nie ukrywałem lekkiego wystraszenia. Z jednej strony mało wysublimowany sposób, z drugiej jednak zadziałał. Pytanie tylko jak długo takie motywy mogą nas zaskakiwać.
Bardzo ciekawy jest pomysł wyzwań podczas gry. Od czasu do czasu na ekranie pojawi się możliwość zaakceptowania danego wyzwania. W tym przypadku chodziło o zabicie jak największej ilości zombie w ciągu 60 sekund. Chciałoby sie rzec, że małe, a cieszy. Mam nadzieje, że twórcy przygotują nam zadania różnego poziomu trudności, które przedłużą żywotność gry.
Gdyby demo prezentowane w Kolonii skończyło się w momencie kiedy detonujemy ładunki wybuchowe powiedziałbym tylko, że gra prezentuje się dobrze. Już do tej chwili wiedziałem, że moje zainteresowanie produkcją Techlandu po targach Gamescom wzrosło, jednakże najlepsze dopiero było przed nami.
Razem z drugim graczem udaliśmy się do kolejnego miejsca, które było stosownie oznaczone na mapie. W pewnym momencie nastała noc, co oznacza, że nasza czujność powinna być bardziej wzmożona. Od dłuższego czasu twórcy podkreślali, że nocą zombie są zdecydowanie groźniejsze i najlepiej unikać z nimi walki.
Nagle przyszedł czas na kulminacyjny moment całego dema, w którym pojawił się trzeci gracz. Okazało się, że jest to stojący obok nas pracownik Techlandu, który wcielił się w skórę Night Huntera. Celem tej bardzo nieprzyjemnie wyglądającej bestii była oczywiście eliminacja naszej dwójki. Wydawać by się mogło, że to my mamy większe szanse, ze względu na nikłą, ale jednak przewagę liczebną. Nic bardziej mylnego! Night Hunter może zabić nas nawet jednym ciosem, a co najważniejsze w trakcie gry rośnie w siłę i ma do dyspozycji specjalne ataki.
Podstawowym celem naszej dwójki było zniszczenie kilku gniazd zombie, jednakże usytuowane były one w kilku miejscach mapy, a Hunter za wszelką cenę starał się nam to uniemożliwić. Jednak drużynowe działanie i wykonywanie kilku sztuczek opłaciło się. Naszym zadaniem nie było unicestwienie Huntera, ponieważ miał on nieskończoną liczbę żyć, więc musieliśmy skutecznie blokować jego ataki. Po pierwsze trzeba było korzystać z radaru, który pozwolił nam lokalizować bestię i w zależności od tego, czy był blisko nas, czy nieco dalej działać inaczej. W momencie kiedy zbliżał się do nas mogliśmy dowiedzieć się tego również ze względu na bardzo przenikliwy głos, który wydaje. Jedną z naszych głównych broni była latarka z promieniami UV, dzięki której mogliśmy neutralizować ataki Huntera. W momencie kiedy naświetlilismy go to na pewien czas tracił możliwość atakowania, a my moglismy uciec. Nasza ilość żyć była ograniczona, więc najlepiej kiedy jeden z graczy odwracał uwagę Huntera, w momencie kiedy drugi niszczył gniazda zombie.
Muszę przyznać, że pod względem rozgrywki czerpałem z Dying Light ogromną radość. Smaku dodawał fakt, że Night Hunter sterowany był przez żywą osobę. Z pewnością urozmaici to tryb kampanii, a emocje płynące z gry będą jeszcze większe.
Jeżeli jesteście fanami zombiaków to bez wątpienia powinniście odznaczyć w kalendarzu lutową premierę gry. Techland prezentując nowy materiał zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Rozgrywka w Dying Light powinna stać na bardzo wysokim poziomie. Jeżeli fabuła w grze nie będzie wepchnięta na siłę jak miało to miejsce w Dead Island to możemy wyczekiwać gry, która zapadnie nam w pamięci na długo.