Koronawirus zbiera codziennie swoje żniwo, protesty nie schodzą z ulic, rząd wykonuje małpi taniec, a w sąsiedniej wsi urodziła się koza z dwiema głowami. Chyba. Od dłuższego czasu nie śledzę wiadomości, bo poddałem się eskapizmowi. A nie ma nic lepszego, niż MMO pozwalające zanurzyć się w tonie zadań będących substytutem aktywności w prawdziwym świecie. Jak zwykle to “Guild Wars 2” daje mi poczucie spełnienia i satysfakcji ze zdobywania kolejnych wirtualnych osiągnięć. Nadrobiłem część nowości z ostatniego rozdziału Living Story, które ominęły mnie od premiery “Whisper in the Dark”. Gra żyje i ma się dobrze, choć oczywiście na każdą beczkę miodu przypada łyżka (albo kilka) dziegciu.
“The Icebrood Saga: Champions, Chapter 1 – Truce” – epilog ostatniego rodziału Living Story
17 listopada premierę miał pierwszy rozdział wieloczęściowego epilogu “The Icebrood Saga”. “Champions” będzie co jakiś czas rozwijany o nowe misje, nagrody i mistrzostwa. Kolejne epizody pojawią się w styczniu, marcu i maju. Choć ArenaNet obiecuje epicki finał, to póki co nie wygląda zachęcająco.
Gwoździem programu mają być Dragon Response Missions, instancjowane misje których odpieramy ataki Niszczycieli na wersjach znanych map. Każda zaczyna się od wstępu polegającego na 3 zadaniach (ratowanie cywilów, gaszenie pożarów, itp.). Ale potem zaczyna się nudna młócka. Zazwyczaj eskortujemy enpece odpędzając się od potworów w drodze do bossa o powiększonym modelu jakiegoś mniejszego Niszczyciela. Marazm i odtwórczość.
Boli to tym bardziej, że aktualizacja została zaplanowana wokół powtarzania tych misji. Większość osiągnięć można zdobyć przechodząc je z raz czy dwa razy, ale są też takie, które wymagają wykonania ich po 10 razy ze wszystkimi aktywnymi wyzwaniami. Na dodatek co tydzień odbywają się Global Mobilisation Events polegające na wydawaniu zdobywanych w misjach specjalnych tokenów wsparcia dla konkretnej frakcji ze świata gry. Oczywiście zdobywa się je za robienie misji i zdobywanie osiągnięć kierujących graczy na mniej uczęszczane mapy. A Dragon Slayer Weapons dodane w tej aktualizacji wymagają materiału zdobywanego – a jakże – tylko w Dragon Response Missions. Szczerze mówiąc nie będę do nich wracał, bo nagrody są mierne. Bronie niby są całkiem ładne, można też kupić skrzynki z materiałami do craftingu, ale jest kilka innych map na których rozbija się bank w znacznie bardziej angażujący sposób.
Postęp w Global Mobilisation Event opiera się na aktywności wszystkich graczy, ale pierwszy z nich, podczas którego wspierano Crystal Bloom, skończył się na trzecim poziomie z pięciu. Od 1 grudnia wspieramy Ebon Vanguard i już ze dwa dni temu osiągnęliśmy wszystkie cele, więc albo więcej graczy wzięło się za misje, albo ArenaNet obniżyło potrzebną ilość wydanych tokenów do ich zdobycia.
I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o “Champions”. Mało wciągający update. Miejmy nadzieję, że zostanie lepiej rozwinięty.
“No Quarter” i “Jormag Rising” – wreszcie porządna meta
Z dwoma ostatnimi rozdziałami “The Icebrood Saga” zapoznałem się póki co pobieżnie. Ale dodały one i rozwinęły nową mapę Drizzlewood Coast. Podzielono ją na strefy, które przejmujemy przemieszczając się od południa prąc ku twierdzy smoka Jormaga na północy. Póki co brałem udział w ofensywie na dolnej części mapy, ale była ona bardzo angażująca. Wieloetapowe podbijanie terenów z czyszczeniem baz, bronieniem ich i starciami z pomysłowo zaprojektowanymi bossami dają dużo satysfakcji. No i na końcu jest ofensywa na most będąca jedną wielką, chaotyczną bitwą. Tej mecie bardzo blisko do poziomu Dragon’s Stand, gdzie prowadzimy symultaniczny atak na trzech równoległych ścieżkach. No i loot jest równie sowity. Do tego dodano zatrzęsienie osiągnięć zachęcających do powracania do Drizzlewood Coast, więc na brak roboty nie można narzekać. Zawartości w “No Quarter” i “Jormag Rising” jest dużo i jeszcze do niej kiedyś wrócę, jak uporam się z innymi zadaniami w grze. Ale wyglądają bardzo obiecująco.
“Shadow in the Ice” – rozczarowujące rozwinięcie pierwszego rozdziału.
Drugi rozdział “The Icebrood Saga” mnie zawiódł. Na poszerzonej mapie Bjora Marches możemy brać udział głównie masie dynamicznych wydarzeń, które w jakiejś formie widzieliśmy już wcześniej – eskorty, obrony punktów, eliminacje, itp. Najciekawszymi atrakcjami są dodatkowe zagadki z ustawianiem luster odbijających światło rozpostarte na całą mapę, poukrywane małe labirynty oraz boss Drakkar. Dwa pierwsze wystarczają na jedno albo parę przejść. Drakkar z kolei to solidna bitwa ze smokopodobnym potworem kryjącym się i wyskakującym z lodowych ścian. Walka jest solidnie zaprojektowana, ma kilka faz, wymaga uwagi i uników, bardzo angażuje. Są też nagrody wymagające farmienia i grindu, ale przeważnie miałki content w tej aktualizacji nie zachęca do nich. I to w zasadzie tyle odnośnie “Shadow in the Ice”. Nic specjalnego.
“Visions of the Past: Steel and Fire” – kooperacyjna niespodzianka
To rozszerzenie miało na celu przedstawić fabułę z perspektywy “tych złych”. Skupia się wydarzeniach dziejących się równolegle z “Bound by Blood” i “Whisper in the Dark”. Są to co prawda dwie krótkie misje, ale dodają charakteru postaciom, które do tej pory znaliśmy jako zdrajców. Ważniejsze jest jednak, co podczas nich robimy.
“Forging Steel” to strike mission (będąca jednocześnie misją fabularną) stawiająca nacisk na kooperację. Zaczyna się od fazy przygotowawczej, w której pomagamy poszczególnym członkom oddziału w przygotowaniach do misji. Są to czynności, które potem pojawiają się w ciągu całej misji, jak np. strzelanie ze snajperki, obsługa czołgu, zbieranie składników do wzmacniających eliksirów. Bardzo urozmaicają całe zadanie, które polega na eskorcie maszyny bojowej przez najeżoną wrogami trasę. Niektórzy gracze będą oczyszczać trasę, inni wskoczą do machiny i postrzelać z niej do mobków, albo ktoś będzie musiał wyeliminować snajperką osłoniętych tarczą artylerzystów. Równie kooperacyjna jest walka z bossem na końcu trasy, wielkim robotem podwieszonym na łańcuchach nad jeziorem lawy. Całość się nie nudzi, bo jest nie tylko dobrze zaprojektowana, ale też pozwala robić różne rzeczy wedle uznania. I da się ją zrobić zarówno z zebraną specjalnie grupą graczy, jak i losowymi osobami.
“Darkmire Delves” to instancja wyłącznie fabularna. Wcielamy się w niej Rylanda Steelcathera, jedną z głównych postaci obecnego wątku fabularnego. Młody wojownik popielców towarzyszy swojemu despotycznemu przełożonemu, Bangarowi Ruinbringerowi, w eksploracji starych, krasnoludzkich ruin. Poukrywano w niej trochę sekretów powiązanych z osiągnięciami, ale sama w sobie to prosta, liniowa sekwencja z pokonywaniem mobków. Gwoździem programu jest walka z bossem na końcu, w którego roli występuje znana dobrze graczom Almorra Soulkeeper, liderka zakonu Vigil. Wojowniczka szybko się przemieszcza, blinkuje, unieruchamia nas i oślepia, więc musimy mocno się skupić na obronie i unikaniu jej ataków. To bardzo odświeżające, bo grając normalnie często możemy polegać na stackowaniu z innymi w jednej pozycji i atakowaniu silniejszego przeciwnika.
Summa summarum, “Steel and Fire” dał nam solidny content do ogrywania z całkiem niezłą fabułą i nawiązujący lokacjami do pierwszego “Guild Warsa”. I to nie tylko dla samych aczików czy nowych skórek dla broni i zbroi, ale po prostu samej przyjemności grania.
“The Icebrood Saga” – solidna dawka endgame’u
Ogólnie oceniłbym ten rozdział Living Story jako całkiem udany – jest w nim sporo gameplayowo angażującego contentu oraz nagród pokroju skórek czy lootu do zdobycia. Poza mapami każdy rozdział wprowadzał nową strike mission będącą starciem z pomysłowo zaprojektowanym bossem trochę na wzór raidu. Obudowano je też systemem nagród zachęcającym do ich powtarzania. No i Oko Północy znane fanom “Guild Wars” na powrót stało się hubem skupiającym graczy. Aż mi nostalgia przypomina czasy gimnazjum, kiedy latałem po nim przed wyruszeniem na kolejne misje grając w ostatni dodatek do jedynki.
“The Icebrood Saga” sprawdzi się dobrze Jako pożywka dla graczy szukających więcej endgame’u. “Guild Wars 2” i tak ma już dużo zawartości dla zaawansowanych graczy, ale na większą różnorodność i tak nie można narzekać.